Chwilę mnie tu nie było, w międzyczasie Kraciasty poleciał na wschód, a ja przeszłam na obiady indywidualne i pasienie kota w pojedynkę. Bardzo dobre rzeczy się ostatnio powydarzały, wszystkiego w posta nie upchnę. O poranku porozdawano Oscary i pamiętam lata, gdy naprawdę interesowałam się tą nagrodą i rano nasłuchiwałam wiadomości. Przychodzi w życiu jednak taki czas, gdy ważniejsze jest nakarmienie kota 😀

Powyżej rzeka Boyne i widok od strony miasta na XIX-wieczny most kolejowy Tarbhealach na Bóinne – w czasie budowy był siódmym tego typu na świecie, jeden z ówczesnych cudów techniki. Zdjęcie zrobiłam z mostu (po prawdzie to kładki dla pieszych) Hugh DeLacy. Ale fotka jest z walentynkowego czwartku i umieszczam ją tylko dlatego, że widok mi się bardzo podoba, a chcę Cię zabrać na spacer z zeszłego poniedziałku …
… kiedy się człowiek włóczy w Walentynki to jeszcze jest jakiś przebrzydły argument, że lans na mieście, bo wszyscy się lansują 😀 Ale dlaczego wyleźliśmy z domu w poniedziałek, zamiast jak pambu przykazał siedzieć i się w tv gapić, tego, dajcież mi o bogowie, nie pomnę. W każdym razie wyjechaliśmy z domu na północ i minęliśmy domek o którym pisałam, że zrobił mi ciepło na sercu, bo jest w nim miejsce dla pieska:

Kraciasty specjalnie zatrzymał w tym miejscu samochód, żeby zrobić parę ujęć – zobacz, jak dom jest wetknięty pomiędzy wąską drogą i skalistym brzegiem. Co kilka godzin podchodzą do niego wody Morza Irlandzkiego.
Droga prowadziła nas wybrzeżem przez Annagassan, Áth na gCasán, i nie chcieliśmy sobie odmówić przejścia się tamtejszą plażą. Na zdjęciu widać ją w pełnym odpływie, a „kijki”, które wystają z gruntu, wytyczają główny nurt rzeki, żeby się nie pochachmęciło kutrom rybackim wpływającym do małego portu po połowie sercówek czy innego tam skorupiaka:

Nad morzem świat wydaje się większy, klarowniejszy, chmury bliższe, głowa lżejsza.
Wieś Annagassan, dawna twierdza Wikingów (tzw. longphort), jest malowniczo położona przy ujściu rzeki Glyde. Pierwsze wzmianki na jej temat są z poł. IX wieku – była tu wówczas forteca o nazwie Linn Duachaill. W tamtych czasach dwa longphorty zostały założone przez rudych wojowników z północy – drugim był … Dubh Linn. Splot okoliczności, być może też wyjątkowo spektakularne odpływy sprawiły, że to Dublin jest Dublinem, a pamięć o Linn Duachaill przywrócono dopiero kilka lat temu, gdy archeologowie dokopali się pod Annagassan do artefaktów, które potwierdziły, że stare księgi nie bujały wspominając o dwóch pierwszych longphortach
Każda z plaż ma swój własny charakter, każda jest trochę inna. W Clogher podczas odpływu podchodzimy nieraz pod same fale, tutaj, chociaż lubię spacerować w tym miejscu, nie czuję się na tyle bezpiecznie, żeby wędrować dalej po odkrytym piasku. Wyjątkowo rozległe odpływy odsłaniają grząskie dno pełne mokrych sadzawek i małży mroku, a przypływ przychodzi szybko.
Kolejny raz minęliśmy to coś, czemu tym razem dokładniej się przyjrzałam:

Multimedialnie wygląda to tak (zwróć uwagę na górzyste, bajkowe tło):
Wytrwale szukałam wiadomości o wraku pozostawionym w tej okolicy, ale jedyna ciekawa wzmianka dotyczyła statku, który jest zatopiony głębiej w morzu. Intryguje mnie czy jest to pozostałość jednostki pływającej, resztki umocnienia wybrzeża czy atrapa dla turystów. Cokolwiek by to nie było, nikomu nie chce się o tym napisać w sieci. Takie to nawet trochę irlandzkie, leży sobie, po co drążyć …
W czasie spaceru trochę-padało-a-trochę-nie, i gdy schodziliśmy z plaży, ukazała się nad nią tęcza. Usiłowałam jej zrobić telefonem zdjęcie – w ten sposób na jedną z fotek załapał się anonimowy piesek, który niesamowicie uszczęśliwiony mknął we wszystkich kierunkach:

Chwilę później Kraciasty zaparkował samochód pod krzaczkiem na wapiennym moście z przełomu XVII i XIX wieku i wleźliśmy na stromy pagórek, ja popiskując od czasu do czasu ojej, ojej, jak stromo, jak wejdę, jak zejdę, bo miałam na sobie nie za często noszone glanki i nie wiedziałam, czy one chcą ze mną wejść na górę, czy tak trochę nie bardzo.
Port i plaża w Annagassan jest za domami, pod mostem płynie Glyde, a my stoimy na wzniesieniu, które jest pozostałością osady Wikingów. Myślę, że wiem, co ich w tym miejscu urzekło. Widok na zatokę, kontrola nad rzeką:

Niewielki port w Annagassan szczególnie pięknie wygląda przykryty śniegiem lub szronem, co zdarza się niezbyt często.
Kiedy sturlałam się z pagórka, droga zaprowadziła nas wybrzeżem do Blackrock, o którym trochę już pisałam w innym poście. Byliśmy po raz drugi w Belle’s Tea Room i, jak widać na zdjęciu, przy kawie dobrze nam się wiodło, jak zawsze zresztą:

W Blackrock zazwyczaj spacerujemy po nadmorskiej promenadzie, i tym razem zauważyliśmy coś, czego wcześniej tutaj nie było – rzeźbę lokalnego artysty, Micheála McKeowna, odsłoniętą pod koniec zeszłego roku:

Dwie postacie błyszczące w słońcu jak roboty upamiętniają zbieraczy małży z początków XX wieku. Cockle pickers. Ludzie zbierający sercówki – nie tak dawno temu widok zupełnie zwykły, związany z wielopokoleniową tradycją. Zajęcie wydające się tak błahym, które uratowało życie wielu lokalnym rodzinom w czasach Wielkiego Głodu.

Wystarczy inna pora roku, dzień, godzina, układ chmur. Codziennie można byłoby robić zdjęcie choćby tego jednego miejsca. Promenadę w Blackrock zbudowano w latach 50-tych XIX wieku, w wieku XX zrobiono na niej miejsce na ruchliwą trasę R172. Natężenie ruchu jest więc spore, widoków to nie onieśmiela. Jakże inaczej to samo miejsce wygląda podczas przypływu:
Po przyjemnie spędzonym popołudniu był powrót w kierunku domu, księżyc, plaża we wsi i uświadomienie sobie, że to nie Doris nocuje obecnie w hangarze. Taki był zeszły poniedziałek. Teraz jestem tylko z kotem i robię obiad na śniadanie. W międzyczasie dowiem się, co tam na świecie. Będzie to więc spokojny dzień spędzony tak bardziej w środku. Rysiu właśnie odkrył, że kiedy siedzi w oknie wewnątrz domu widzi te same ptaszki i pieski, co wtedy, gdy siedzi na oknie na zewnątrz, tylko, że w środku nie wieje mu wiatr. Sądzę, że to będzie jedno z jego ulubionych miejsc. A jakie są Twoje poniedziałkowe odkrycia?
Dobrego tygodnia 🙂
Dziękuję za wędrówkę i opowieść. Jakże inne klimaty zobaczyłam na zdjęciach. Miłego tygodnia.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Prosze bardzo @sagulo.
Mam nadzieję, że po porannym zdenerwowaniu oscarową porażką jest już lepiej. Pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Balsam dla moich oczu i duszy, takie relacje jakoś dobrze na mnie wpływają i motywują do własnych wycieczek. Krajobraz tam nieziemski, kojący, mimo groźnych chmur.
Chyba dlatego tak lubię programy i filmy z przyroda i architektura w tle:-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nic takiego się nie wydarzyło, jak widać (czytać 😀 ), ale bardzo lubię ten kawałek wybrzeża, na dodatek zdjęcia zrobione telefonem okazały się całkiem ładne. Wybrzeże wiejskie, swojskie, spokojne, w kawiarniach zazwyczaj zamiast turystów tubylcy. Mogłoby być oczywiście cieplej, ale tę sprawę najczęściej załatwia adekwatne ubranie.
PolubieniePolubienie
Zdarzeń i atrakcji mam dość na co dzień, na wypadach za miasto szukamy ciszy, przyrody, odgłosów zwierząt i zapachów…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To fajne, że interesujesz się historią miejsca i okolic, w którym przyszło Ci żyć. Oj huk fal imponujący, a stoliczek z kawą ciekawie zastawiony. Miło było z Wami wędrować. Dziękuję.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie tylko Historią, ale i historiami ludzi i zwierząt. Świat jest przesycony historiami, także o tym, co było, i jest to zazwyczaj bardziej interesujące niż współczesne plotki 🙂 Każdy zakątek Polski można zaczarować dla siebie samego w taki sposób, więc nie zgadzam się, gdy ktoś mi mówi, że mieszka na wsi i nie ma tam nic ciekawego. Samych gatunków traw jest w Polsce podobno z 80 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wyjątkowa młoda kobieta, która wie na co warto patrzeć, na co zmrużyć oczy. Kraciasty na pewno jest dumny z tak mądrej kobiety u boku.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Nie wiem, co Kraciasty na to. Zapytam go, gdy wróci do domu 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ucałuje.. itd. Hi hi
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kraciasty jest dumny jak paw i z całą pewnością wycałuje swoją dziewczynę po powrocie 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Od stóp, po uszka. Ach. Mój kot jednak tak nie umie. Pozdrawiam ciepło. Basia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dużo spokoju bije z tego opisu… Oby każdy poniedziałek był taki ☺️ w kwestii kotów, ja w poniedziałek przekonałam się na własnej skórze, co znaczy mityczne ‚nie mogę, mam teraz kota na kolanach’. Zaplanowałam sobie fotowędrówkę, kot siostry (zaprzyjaznilismy się) zaplanował sobie lezakowanie. I jak takiemu odmówić…☺️ Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ostatni poniedziałek był całkiem relaksujący, niestety w domu byłam sama, tzn. jeśli nie liczyć kota jako osoby. Kolejny to czas powrotu Kraciastego … czyli to będzie dobry dzień 🙂
Koty robią dużą różnicę w życiu człowieka, psy zresztą również …
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak : bliskość wody , dużej wody , morza , oceanu itd.. robi wrażenie i tworzy klimat.
Aż się chce krzyknąć , oczywiście siedząc w ciepłym domku, hej przygodo przybywaj bo plyne zdobywać świat ! 😉😆
⛵
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czasem aż się chce tak zakrzyknąć … siedząc w ciepłym samochodzie 😀
PolubieniePolubienie
[…] królestwa Mide, które na wschodnim wybrzeżu rozciągało się od malutkiego dziś Linns (Annagassan) aż po […]
PolubieniePolubienie