– Lubię grube książki, można się zanużyć – oświadczyła mi kiedyś G. wskakując na golasa do łóżka z opasłym tomiszczem Kinga. Tak było 🙂 G. przyjeżdża do naszego domu we wrześniu w charakterze cat sitterki – nie spotkamy się, Rysiu zda nam relację.
Moje aktualne „grube książki” są takie oto:

- „Saga Puszczy” Simony Kossak, Marginesy, 2016. Stron 496.
- „Lżejszy od fotografii – o Grzegorzu Ciechowskim” Piotra Stelmacha, Wydawnictwo Literackie 2018. Stron 644.
- „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, Wydawnictwo Literackie. Stron 912!
Z długimi lekturami u mnie marniutko, bo cierpię na czytelnicze adhd. „Puszczę” zaczęłam podczytywać w zeszłym roku i obiecuję sobie, że wracam, że dokończę przez wrześniem, co byłoby nie lada wyczynem, bo jestem na jej początku (osiemdziesiąta szósta strona). Czyta mi się ją bardzo ciężko – zbyt się ze wszystkim utożsamiam, z całym tym wytraconym bogactwem.
Rosomak boi się człowieka, a więc unika go jak może. Jest mistrzem ucieczki – nie doścignie go nawet najsprawniejszy narciarz. Zdybany w norze, otoczony przez najbardziej cięte lapońskie psy pasterskie broni się bohatersko, długo i często skutecznie. I to jest jego największa zbrodnia.
Tak, utożsamiam się z rosomakami. Takie fragmenty zostawiają we mnie wyrwy, przestaję wtedy czytać i krążę po kuchni zaparzając sobie bezmyślnie kolejną herbatę. Mija trochę czasu, zanim zacznę ponownie … to może być nawet cała wiosna 🙂 . Mówię sobie zmuś się, bo to jest ważne. I postanawiam się zmusić. Biere, czytam, krążę, i herbata z Tesco.
Gdzieś „pomiędzy” zapuszczam żurawia do wspominek zebranych przez Stelmacha o Ciechowskim. Od wiosny Republika leciała w naszym samochodzie przy okazji każdej podróży, więc czytaniu pierwszych stron towarzyszył spory entuzjazm. Ale … recenzja na teraz: spodziewałam się czegoś lepszego. Wypowiedzi córki Ciechowskiego brzmią jak szkolne wypracowania. Cholernie mnie to odrzuca. Nie wiem, czy to nie będzie książka odłożona na o-wiele-dłużej, cicho i bez ostrzeżenia. Na razie jest lekturą informacyją, nie-dla-przyjemności, więc nie wyznaczam sobie deadline’u.
„Księgi” Tokarczuk obwąchuję zaś nabożnie, czuję, że to może być samo dobro, ale jeszcze na nie nie czas. Wyobrażam sobie, że jest książką jesienno-zimową, która smakuje jak herbata z miodem, gdy za oknem deszcz zacina poziomo. Już trochę znam Tokarczuk – drąży szczegóły, chce się ją czytać z mapą pod ręką, z podręcznikiem do historii, ze słownikiem dziwnych słów. Plan: zakończyć w tym roku.
Gdzie mi tam więc do G., która książki po osiemset stron przegryza w dwie-trzy gołe noce. Z drugiej strony jesteśmy podobne w innych, znacznie ważniejszych sprawach 🙂 Tymczasem Kraciasty ma ambitny plan przeczytania Biblii. Dodam, że Biblii jeszcze nie mamy, ale planujemy mieć za sprawą dogodnego przypadku 😀 Biblia jest w moim rodzinnym domu, nadryziona przez któregoś ząbkującego kota (choćby po to warto mieć zwierzaki). Osobiście chcę przeczytać tłumaczenie ekumeniczne, ale kiedy to nastąpi, skoro ponaczynałam te spaślaki, tego nie umiem określić. Wspomniałam, że zaczęłam w tym samym czasie trzy kursy językowe i mam je wykupione do stycznia, a same się nie robią? Tak to ze mną jest. A jak tam u Ciebie z czytaniem opasłych tomów? 😉 I … czyżby jutro poniedziałek?
Mam dwie z trzech, wspomnianych przez Ciebie, jeszcze nie obwąchane. Co do grubych książek, zależy czego dotyczą… A pięć najlepszych według Ciebie tytułów, niezależnie od grubości-ości oczywiście grzbietuff… Poniedziałek już teraz jest, jutro? Jutro wtorek.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aaaa … to taka pułapka geograficzna. Gdy publikowałam posta u mnie było jeszcze wczoraj 😀
Pięć najlepszych … trudne zagadnienie, nie uniknęłabym podziału na kategorie. Bo np. we wczesnej młodości uważałam „Lalkę” Prusa za najlepszą polską powieść. Poza tym na liście byłby „Mistrz i Małgorzata” 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Aaaa widzisz, ale spokojnie. Czas jest względny, albo zupełnie go nie ma? Może człowiek go spobie wymyślił? Aby móc porządkować rzeczywistość? Lalkę bardzo lubię, uważam, że nie mamy drugiej powieści na jej miarę (polskiej. Zaznaczam, że mało beleteletrystki czytam) więc mogę się mydlić, a co z pozostałymi trzema? Mam prośbę, Mistrza… czytałam trzy razy, byłam na sztuce, nie rozumiem fenomenu Bułhakowa możesz mi wyjaśnić?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Niestety nie umiem. Poza tym niczego innego Bułhakowa nie znam – co samo w sobie jest interesujące, zachwyciła mnie ta książka, a nie sięgnęłam po żadną inną tego samego autora, ewenement! 🙂 Byłam na musicalu (we wrocławskim Capitolu), dwa razy obejrzałam rosyjski serial, próbowałam też obejrzeć polską wersję z Holoubkiem, ale zarzuciłam (może jeszcze do tego wrócę). Co mnie naprowadza na cechę, która mnie w „Mistrzu” przyciąga – idealny balans pomiędzy grozą i humorem. Pamiętam, że nauczycielki z którymi byłam na musicalu wyszły kompletnie nieprzekonane do Bułkakowa (mam na myśli osoby, które nie znały lektury, czyli wszystkie, poza mną i koleżanką G.). I tutaj druga uwaga – ja i kol. G. uwielbiamy tę powieść, a gdy zaczęłyśmy rozmawiać, co jeszcze w filmie czy literaturze uważamy za fajne, to w zasadzie możemy sobie nawzajem polecać takie rzeczy w ciemno. Więc … może to raczej pytanie, co takiego jest w nas? 🙂
Nie podejmuję się tworzenia listy 🙂
PolubieniePolubienie
Szkoda, że nie podejmujesz się tworzenia listy, bo chciałabym po coś sięgnąć. Chociaż najzupełniej Cię rozumiem, mnie także było by ciężko, albo może to być (tak teraz przyszło mi na myśl) osobiste pytanie.
Jeśli chodzi o Mistrza lubię ogół lektury pewien jej smak, ale w detalu jakoś nie potrafię uchwycić fenomenu. Nic innego nie czytałam, chociaż parę lat temu ukazała się biografia autora, i druga- książka o żonach pisarzy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mam takie doświadczenie, że raczej nie zachwyca mnie to samo, co moje koleżanki (poza G.), więc nie lubię polecać. A z rzeczy o których sądzę, że są łatwe i można komuś zdradzić, że je czytałam z ogromną przyjemnością, to „Bezsennośc” Kinga. Potem dowiedziałąm się, że to jego słabsza książka … a mnie czytało się wspaniale 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jeśli ktoś mi coś poleca, to sam fakt, że nie sięgnęłabym po daną książkę (w tym przypadku) jest dla mnie wartością. To tak, jakbym szła do restauracji i cały czas zamawiała tę samą potrawę, no może przykład jest po części prawdziwy, bo menu widzimy w całej okazałości…Podczas gdy w literaturze cóż, zdaję sobie sprawę z części. Poza tym książka jest momentem wyjścia i wejścia zarazem. :-).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak pierwszy raz przeczytałam „Mistrza i Małgorzatę” pomyślałam-co te durne ludzie widzą w tej powieści :)Teraz czytam zawsze raz w roku i za każdym razem mnie zachwyca.Ale nie potrafiłabym konkretnie odpowiedzieć-dlaczego?
PolubieniePolubione przez 3 ludzi
Dziękuję za odpowiedź, z książkami tak czasami bywa, Herbert mawiał, że to one nas wybierają, nie odwrotnie. Pozdrawiam,
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, zgrozo – Biblia nadgryziona przez kota, a Ty, Świechno, tej profanacji przyklaskujesz… Żadna książka nie zasługuje na zniszczenie a co dopiero Biblia… Z zakupem Biblii nie ma problemu. Nie jest łatwą lekturą… ale za to ciekawą, to poważna księga. Świechno, niektóre książki, rzeczywiście, są napisane językiem, który nam nie odpowiada, też mi się zdarza, że czasami czytam jakąś na raty albo wyrywkowo, opuszczam opisy…, orientuję się w treści i odstawiam na półkę… Czytam bardzo szybko, więc niestraszne są grube woluminy… Pozdrawiam nocą . PS. Twoje teksty dobrze mi się czyta.
PolubieniePolubienie
W przetrawionej pogańskim katolicyzmem Polsce słowo profanacja tak zdziadziało, że nawet nie wiadomo już co ono znaczy (pamiętam, że kilka lat temu ludzie modlący się pod przenośnym krzyżem pod pałacem prezydenckim przeganiali osoby jedzące makaron z papierowych kubków, bo uważali to za akt profanacji). Żadna książka nie powinna być podryzana przez kota (a tej szkoda o tyle, że to wydanie w twardej oprawie), opisuję tylko stan faktyczny: Biblia jest z jednej strony umemlana i z tego, co wiem, taką ją moi rodzice wystawiają w czasie proboszczowych nawiedzeń. Kot lub pies na pewno został upomniany 🙂
Z zakupem Biblii jest taki problem, że są różne tłumaczenia, a np. dla mnie tłumaczenie jest istotne. Skłaniam się ku tłumaczeniu ekumenicznemu i zastanawiam się, czy kupić takie coś z księgami „deutero”, czy bez. A jeśli chodzi o poważność – Woland chciałby założyć bloga z komentarzami do fragmentów Biblii. Ciekawe czy mu wyjdzie ten projekt.
PolubieniePolubienie
Ja mam kilka tłumaczeń Biblii.Z tym,że sentyment mam do Poznańskiej
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A z czego wynika Twój sentyment? Pytam jako kompletny laik w temacie 🙂
PolubieniePolubienie
Szczerzę mówiąc to nie wiem.Może to wynika z samego tłumaczenia.Biblia Poznańska zawiera komentarze,dlatego bardziej nadaje się do studiowania niż zwykłego czytania.
Poznańską mam w tym wydaniu
https://archiwum.allegro.pl/oferta/biblia-tora-koran-slownik-biblijny-1-9-komplet-i7268288326.html
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Rewelacja, dziękuję za uszczegółowienie. Teraz myślę sobie, że wersję poznańską Starego Testamentu warto zakupić 😚
PolubieniePolubienie
Lubie grube tomiszcza, ale w czytaniu przed snem są niewygodne. Biografia Simony czeka u mnie na przeczytanie, ale czytam wolno, kiedyś czytałam zachłannie, teraz raczej delektuję się każdą stroną…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie sposób czytania zmienił się u mnie w ciągu lat. Kiedyś połykałam książki zachłannie, teraz zdarza się, że rozwlekam rzecz ponad miarę, ale sądzę też, że to zasługa diametralnej zmiany w doborze lektur. Bardzo rzadko czytam lekkie fabuły (ostatnio w zasadzie wcale), wciąga mnie literatura faktu, no i od czasu do czasu nadrabiam klasyki, które uważam, że powinnam znać. Czy można szybko czytać Marqueza? Albo niech ktoś spróbuje szybko przeczytać Naipaula. Co się z tego zapamięta? Niewiele. W zasadzie jak na to tak spojrzeć to Tokarczuk jest łatwiejszą literatura jaką czytam, a przecież wiele czytelniczek, które próbuje się na nią przerzucić bezpośrednio z Musierowicz narzeka, że w takich „Biegunach” nie ma sensownej fabuły.
Poza tym, na pedeefie nadal czeka na mnie Sherlock Holmes, ale żeby sobie utrudnić, w wersji po hiszpańsku 😀
PolubieniePolubienie
Mam „Księgi Jakubowe” i nawet już przeczytane.Dla lepszego zrozumienia przeczytałam najpierw
https://asenata2.wordpress.com/2019/02/19/9-wieloplemienny-tlum/
Też mam trochę książek pokaźnych rozmiarów. Chcialabym jeszcze w tym roku przeczytać „Na południe od Brazos” (896 stron) i „Rękopis znaleziony w Saragossie” (też około 800 stron).Druga pozycja raczej będzie wymagała skupienie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, dziękuję za wspomnienie innego tytułu. Chciałabym go u siebie mieć z całą pewnością!
PolubieniePolubienie
„Rękopis znaleziony w Saragossie” czyta się ( mój przypadek ) łatwo i przyjemnie. To staroć konkretny przecież, a w ogóle nie czuć. Świechno, a jak tam u Ciebie i Stanisława Lema? Iskrzy czy nie przepadasz?
„Księgi Jakubowe” też u mnie leżą i czekają na właściwy moment, podobnie Simona K.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
MIędzy mną a Lemem iskrzyć powinno, bo mamy podobne poczucie humoru, ale do tej pory nie dałam mu wielkiej szansy. Tu gdzie teraz mieszkam, mam na półce dwie książki, których nie znam, „Solaris” i „Dzienniki gwiazdowe” … dlaczego nie, się zobaczy … 😉
PolubieniePolubienie
Ja bardziej niż na objętość zwracam uwagę na historię. Jeśli krótkie streszczenie na okładce albo gdzieś w internecie mnie zainteresuje, to sięgam po daną pozycję. U mnie najdłuższy był chyba Potop, ale połknęłam go dosłownie w kilka wieczorów 😀 Podobnie Saga Millenium Larssona, nie mogłam się odczepić 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A ja właśnie nie przeczytałam „Potopu” i już nie wydaje się, aby miało to nastąpić. Zresztą … dobrze, że przeczytałam „Quo Vadis” w wieku lat 11, później nie byłoby już takiej szansy na sukces 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ukazuje się wiele wydań Biblii teraz. I warto się rozejrzeć przed kupnem.
Co do sposobu czytania i u mnie on ewoluował. Może tak się dzieje z wiekiem? Choć nie sądzę, by u mnie tak było, bo nigdy książek nie pochłaniałam, a był i czas, kiedy nie wyobrażałam sobie, by czytanie było sposobem na relaks, czy rozrywkę.
Chyba Bralczyk powiedział, że Sienkiewicz to autor, którego powinno się czytać w odpowiednim wieku, to znaczy najlepiej smakuje w „nastolęctwie”. Lem ma spokojno-ironiczne poczucie humoru warstwowe. Solaris ukazało się w postaci audiobooka, jeśli podczytuję sobie Lema to niespiesznie- nie zaczynałabym chyba od Solaris jednak.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No właśnie interesuje nas harmonia pomiędzy zrozumiałością języka, wiernością i indoktrynacją. Stąd też rozglądamy się uważnie …
W dzieciństwie czytanie to była moja podstawowa rozrywka, dopiero w czasie dorastania wyparła je telewizja. Dzisiaj nie umiem już czytać tak „upoczywie” 😀 A Sienkiewicz jest dla mnie za bajkowy, przynajmniej jego najbardziej znane powieści, chodź do „Quo Vadis” nadal mam ogromny sentyment 🙂
Dlaczego nie „Solaris”? 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Podobno są jeszcze aplikacje, które porównują wydania, ale nie rozeznaje się w tym, bo nie wiem – ale ktoś mi wspomniał, więc może można zerknąć w tę stronę?
Dla mnie „W pustyni i w puszczy” niestety, nie jest bajkowe.
Dlaczego nie Solaris, bo jest dla mnie Lemowskie inaczej, z drugiej strony ponieważ zyskało popularność, jest obarczone kwestią oczekiwań- i to cięższy argument. Polecam Niezwyciężonego- w adaptacji Audioteki. (O Lemie – można też przeczytać u mnie).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tokarczuk jest u mnie na liście. Tak jak milion innych grubych książek.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Gdybyż mi z pracy głowy nie zawracali zastępstwami, szybciej by się dokonało 😉
PolubieniePolubienie